Rozdział 2(1)
Komentarze: 2
Spodziewałem się czegoś spektkularnego. Rozbłysku światła, jakiegoś widowiskowego efektu, jednak zawiodłem się.
W momencie przedarcia listu, zorientowałem się że biały pokuj zniknoł, zastompiony przez las. Stałem przez chwile otoczony dżewami, zdezorientowany.
- Mogli przynajmniej jakieś efekty dać!
Nie przejmowanie się niczym, i branie tego wszystkiego jako wielką przygode, jest całkiem odprężające. Nie miał zbyt wielu okazi by zaznać ekscytujących żeczy, a przecież każdemu mażą się przygody.
Teraz tylko ktury kierunek wybrać?
Rozejżałem się do okoła. Ze wszystkich stron otaczały mni dżewa, więc nie ma chyba rużnicy ktury kierunek wybiore.
- Miało mnie wysłać w pobliże miasta, ale nie napisała w kturą strone ono jest.
Muwienie do śiebie zawsze było dla mnie najleorzym sposobem na rozwiązywanie problemów, dlatego teraz też zamieżałm skożystać z tej metody.
- Skoro nie ma zbytniej różnicy, to nieważne jaki kierunek wybiore, mam takie same szane na znależienie miasta.
Ruszyłem przed siebie, muwiąc cicho.
-Jeśli teraz mnie coś za atakuje, na 100% zgine.
Powoli podniosłem z ziemi kilka amieni. Największy był wielkości kciuka. Może była to dość prymitywna broń, ale lepsze to niż nic. Poupychałem je w kieeszeniach, zostawiając tylko po jednym w każdej ręce. Od razu poczułem się troche pewniej.
Po kilku minutach drogi, nareszcie trafiłem na trakt. Było to miłe ułatwienie, ponieważ teraz miałem tylko dwie drogi do wyboru.
Po chwili nmysłu zdecydowałem z kieszeni monete.
- Jeśli wypadnie orzeł, ide w lewo. Jeśli reszka, w prawo. A jeśli stanie sztorcem, robie przerwe.
Roześmiałem się cich z własnego żartu, poczym rzuciłe monetą. ptoczyła sie troche po kamieniach, aż w końcu wypadł orzeł. Podniosłem monete, i ruszyłem w lewo.
Słońce przyjemnie grzało w plecy, chłodny wiatr ochładzał twarz.
- Aż przypominają się dawne czasy, kiedy wybierałem się do dzadków na wieś, i całymi dniami wędrowałem po okolicy.
Nie byłem na wśi od pięćiu lat, czyli od dnia śmierći dziadków. Zawsze kochałem piesze wędrówki, ale w mieście niemal sie dusiłem spalinami, więc jak tu się wybrać?
Dlatego teraz byłem naprawde zadowolony. Wtedy właśnie spotkałem mojego pierwszego przećiwnika.
Jego ciało składało się z niebieskiego...no właśćiwie nie wiem z czego, jakiegoś żelu?.Wyglondał identycznie jak gluty z RPG. Kiedy zaczołem sie w niego wpatrywać, przed oczami wyskoczyło mi jego status.
Rasa : Glut.
HP : 10/10
Poziom : 1
Umiejętnośći : Brak.
Muśało to być zwiąane z moją umiej umiejętnośćią ,,Informacja idealna"
Glut zaczoł pełznąć w moją strone, więc odruchowo żuciłem w niego kamieniam. Co prawda odbił się od jego ciała, ale jgo HP spadło o 2. Uśmiechnołem się lekko, poczym rzuciłem kolejne kamienie.
-2
-1
-2
-3
Po chwili glut padł martwy. Jego ciało zaczeło sę rozpadać, zmieniając się w niebieskawą kałuże. Tak właśnie wyglondała moja pierwsza walka w owym świecie.
Westchnołem lekko. Teraz miałm już absolutną pewność że to nie jest muj tary świat. Nie znam się zbytnio na zwierzętach, ale na pewno nie wystempowały tam gluty.
Po chwili odpoczynku ruszyłem dalej. Nie napotkałem już żadnych potworów, a po godzinie marszu, ujrzałem miasto.
Jeśli masz stwierdzone dys-, pisz w Wordzie, część błędów poprawi, inne zaznaczy, zawsze łatwiej, potem zostaną do poprawienia już tylko przecinki. Osobiście polecam poradnię PWN, ale są też inne strony, duży wybór.
Gościo jest zdecydowanie za spokojny, początek do dupy, właściwie bez rozwinięcia. Ot, jakby przenoszenie się do innych świtów było na porządku dziennym. Hej, przecie każdy tak ma, co w tym dziwnego? No właśnie niekoniecznie. Proponuję napisać to od początku, rozbudować. Jak novelki mają akcję za szybką, tak u ciebie prawie jej nie ma. Normalnie pominięta część, prolog do rozbudowania, pierwszy rozdział zresztą też.
Jego umiejętności są zbyt OP, dostał je z dupy i ma się cieszyć. Łał, ale super, może jeszcze trochę wyjaśnień. Cokolwiek? [No i ma głupie nazwisko, serio.]
Chwilowo tyle, bo
Dodaj komentarz