Archiwum 27 sierpnia 2016


sie 27 2016 Rozdział 1
Komentarze: 2

Artur powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Czuł że leży na czymś twardym.

 

- Jestem w szpitalu? - Pomyślał.

 

Kiedy próbował otworzyć oczy, oślepiło go jasne światło. Natychmiast z całych sił zacisnął powieki.

 

- Co jest?

 

Jeszcze raz spróbował otworzyć oczy, tym razem wolniej. Jego oczy po chwili przywykły do światła.

 

-Co jest!? - Wykrzyknął zdziwiony

 

Zamiast sufitu szpitala, który spodziewał się zobaczyć, wpatrywał się w błękitne niebo. Szybko podniósł się do pozycji siedzącej

 

- Na reszcie się obudziłeś! - Usłyszał głos za plecami.

 

Artur natychmiast się odwrócił. To co zobaczył, ponownie go zaskoczyło.

 

Stał za nim mężczyzna odziany w czarny płaszcz, sięgający aż do ziemi. Miał na sobie zdobiony złotem napierśnik, a przy psie wisiał mu sporej wielkości miecz, z rękojeścią wysadzaną drogimi kamieniami.

 

- Kim jesteś? - Zapytał Artur.

 

- Jestem Ragon, Jestem bogiem tego świata. - Powiedział z pełną powagą.

 

Artur siłą powstrzymał się, by nie wybuchnąć śmiechem.

 

- Dobra, świrze. A tak na serio?

 

Na twarzy mężczyzny pojawił się kpiący uśmiech.

 

Nagle Artur poczuł, jakby ktoś zrzucił mu na plecy olbrzymi ciężar. Natychmiast rozpłaszczył się na ziemi

 

- I co, teraz mi wierzysz?

 

- Tak, tak. Wierze! - Artur z trudem oddychał.

 

Kiedy ciężko znikł z jego pleców, zaczął ciężko oddychać.

 

- Chciałeś mnie zabić!?

 

- Żyjesz tylko dzięki mnie. Okaż troch wdzięczności, nędzny śmiertelniku.

 

Artur natychmiast przypomniał sobie wszystko. Natychmiast zaczął oglądać swoje ciało.

 

Nie miał żadnych widocznych ran,. Zauważył natomiast, że jego ubranie zniknęło. Zamiast szkolnego mundurka, który miał w chwili wypadku, miał teraz na sobie lekką skurzaną zbroje i skurzane spodnie. Do pasa miał przypięty mały sztylet.

 

- Co zdziwiony? - Samozwańczy bóg uśmiechał się kpiąco. - Nie mogłem już znieść widoku tych zakrwawionych szmat.

 

- Co się właściwie stało?

 

- Już nie pamiętasz? Umierając, zgodziłeś się sprzedać mi swoją duszę. Dla tego przeniosłem cię do tego świata.

 

-Tego świata?

 

- Tak. To już nie jest ten sam nudny świat, w który dotąd żyłeś.

 

Artur pod wpływem szoku usiadł na ziemi.

 

- O co chodzi? Przecież mówiłeś że chcesz żyć. To, jaki to świat nie ma chyba żadnego znaczenia? - Roześmiał się.

 

- A żebyś wiedział że ma - W głosie Artura dało się wyczuć gniew.

 

- A co mnie to obchodzi? - Spytał z kpiącym uśmiechem - Posłuchaj uważnie. Uratowałem cię tylko dla własne rozrywki. Nudzę się, więc potrzebuje małej małpki, która będzie mnie zabawiać. Padło na ciebie, czy ci się to podoba czy nie.

 

-... - Artur nie dostał nawet szansy na odpowiedz.

 

- Abyś tak szybko nie zginał, wyjaśnię ci kilka rzeczy. Ten świat generalnie różni się od twojego. Po pierwsze, istnieje tutaj pojęcie Statusu. Informuje cię o twoich statystykach. Po drugie, dużo łatwiej tutaj zginąć, więc uważaj, bo nie chce mi się szukać nowej zabawki.

 

Przed twarzą Artura pojawił się niewielki panel.

 

Imię : Artur Pendragon

Poziom : 1

Rasa : Człowiek

Klasa : Brak

HP : 100/100

MP : 100/100

Siła : 12

Zręczność : 17

Obrona :13

Szybkość :19

Umiejętności : Informacja Idealna. Wyszkolony wojownik.

 

- Żeby nie było że jestem niesprawiedliwy, dostałeś na start dwie umiejętność, aby mnie dłużej zabawiać. Znaj moją łaske.

 

Zaczął odchodzić.

 

- Dupek. To nie sprawiedliwe.

 

Zatrzymał się.

 

-  Nie sprawiedliwe, mówisz? W tym świecie to silni wyznaczają sprawiedliwość. Zdobądź siłę, i pokaż mi tę swoją ,,sprawiedliwość".

 

Zaśmiał się jeszcze, po czym po prostu zniknął.

Mefistofeles : :
Wstęp 
sie 27 2016 Wstęp
Komentarze: 0

Artur patrzył tępym wzrokiem na swoją pokrytą szkarłatem rękę. Następnie na znikający za zakrętem samochód.

 

Czy tak miało skończyć się jego życie?

 

Potrącony przez kierowcę, który najprawdopodobniej uniknie winy?

 

Całe życie zaczeło przelatywać mu przed oczami.

 

Nie urodził się w bogatej rodzinie, ale przynajmniej nie brakowało im pieniędzy. Był jedynakiem, dlatego rodzice całą uwagę poświęcali właśnie jemu. By nie zawieść rodziców, starał się zawsze mieć najlepsze wyniki w nauce, Dostał się do najlepszego liceum, gdzie także dawał z siebie wszystko. Przez całe życie starał się nie zawodzić innych. Teraz to wszystko miało pójść na marne?

 

- To niesprawiedliwe! - Ta jedna myśl rozbrzmiała w jego głowie - Nie chce umierać!

 

- Och, więc pragniesz sprawiedliwości? - Usłyszał cichy szept, który zdawał się trafiać wprost do jego głowy.

 

Będąc na puł-przytomny, Artur zapytał.

 

- Kim jesteś?

 

- To nie jest teraz ważne. Ważne jest to, czy pragniesz sprawiedliwości?

 

- Tak, ale czy ma to teraz jakieś znaczenie? I tak umieram.

 

Coraz trudniej było mu utrzymać się w stanie świadomości

 

- A czy jesteś zatrącić własną dusze, dla tej twojej ,,Sprawiedliwości"?

 

- Tak - Odpowiedział, tracąc resztki świadomości.

 

Zdawało mu się że tajemniczy szept mówi coś jeszcze, ale w tym momencie Artur strącił przytomność.

Mefistofeles : :
sie 27 2016 Rozdział 2(1)
Komentarze: 2

Spodziewałem się czegoś spektkularnego. Rozbłysku światła, jakiegoś widowiskowego efektu, jednak zawiodłem się.

W momencie przedarcia listu, zorientowałem się że biały pokuj zniknoł, zastompiony przez las. Stałem przez chwile otoczony dżewami, zdezorientowany.

- Mogli przynajmniej jakieś efekty dać!

Nie przejmowanie się niczym, i branie tego wszystkiego jako wielką przygode, jest całkiem odprężające. Nie miał zbyt wielu okazi by zaznać ekscytujących żeczy, a przecież każdemu mażą się przygody.

Teraz tylko ktury kierunek wybrać?

Rozejżałem się do okoła. Ze wszystkich stron otaczały mni dżewa, więc nie ma chyba rużnicy ktury kierunek wybiore.

- Miało mnie wysłać w pobliże miasta, ale nie napisała w kturą strone ono jest.

Muwienie do śiebie zawsze było dla mnie najleorzym sposobem na rozwiązywanie problemów, dlatego teraz też zamieżałm skożystać z tej metody.

- Skoro nie ma zbytniej różnicy, to nieważne jaki kierunek wybiore, mam takie same szane na znależienie miasta.

Ruszyłem przed siebie, muwiąc cicho.

-Jeśli teraz mnie coś za atakuje, na 100% zgine.

Powoli podniosłem z ziemi kilka amieni. Największy był wielkości kciuka. Może była to dość prymitywna broń, ale lepsze to niż nic. Poupychałem je w kieeszeniach, zostawiając tylko po jednym w każdej ręce. Od razu poczułem się troche pewniej.

Po kilku minutach drogi, nareszcie trafiłem na trakt. Było to miłe ułatwienie, ponieważ teraz miałem tylko dwie drogi do wyboru.

Po chwili nmysłu zdecydowałem z kieszeni monete.

- Jeśli wypadnie orzeł, ide w lewo. Jeśli reszka, w prawo. A jeśli stanie sztorcem, robie przerwe.

Roześmiałem się cich z własnego żartu, poczym rzuciłe monetą. ptoczyła sie troche po kamieniach, aż w końcu wypadł orzeł. Podniosłem monete, i ruszyłem w lewo.

Słońce przyjemnie grzało w plecy, chłodny wiatr ochładzał twarz.

- Aż przypominają się dawne czasy, kiedy wybierałem się do dzadków na wieś, i całymi dniami wędrowałem po okolicy.

Nie byłem na wśi od pięćiu lat, czyli od dnia śmierći dziadków. Zawsze kochałem piesze wędrówki, ale w mieście niemal sie dusiłem spalinami, więc jak tu się wybrać?

Dlatego teraz byłem naprawde zadowolony. Wtedy właśnie spotkałem mojego pierwszego przećiwnika.

Jego ciało składało się z niebieskiego...no właśćiwie nie wiem z czego, jakiegoś żelu?.Wyglondał identycznie jak gluty z RPG. Kiedy zaczołem sie w niego wpatrywać, przed oczami wyskoczyło mi jego status.

 

Rasa : Glut.

HP : 10/10

Poziom : 1

Umiejętnośći : Brak.

 

Muśało to być zwiąane z moją umiej umiejętnośćią ,,Informacja idealna"

Glut zaczoł pełznąć w moją strone, więc odruchowo żuciłem w niego kamieniam. Co prawda odbił się od jego ciała, ale jgo HP spadło o 2. Uśmiechnołem się lekko, poczym rzuciłem kolejne kamienie.

 

-2

-1

-2

-3

Po chwili glut padł martwy. Jego ciało zaczeło sę rozpadać, zmieniając się w niebieskawą kałuże. Tak właśnie wyglondała moja pierwsza walka w owym świecie.

Westchnołem lekko. Teraz miałm już absolutną pewność że to nie jest muj tary świat. Nie znam się zbytnio na zwierzętach, ale na pewno nie wystempowały tam gluty.

Po chwili odpoczynku ruszyłem dalej. Nie napotkałem już żadnych potworów, a po godzinie marszu, ujrzałem miasto.

Mefistofeles : :